Nasze Serwery
  Nazwa Serwera Adres IP Monitor Mapa Gracze Status  
FFA [NS/S]145.239.236.245:27015de_nuke26/32OnlinePOŁĄCZ
TS3cs-lamers.com10/124OnlinePOŁĄCZ
Na naszych serwerach napierdala obecnie 26 graczy, maksymalnie może grać ich 32. Daje to zapełnienie rzędu 81.25% :-)

"Artystyczna" Dusza Lorda - Brak tytułu :v

Wszystko to, co macie do przekazania, własne przemyślenia, spostrzeżenia, obawy, poglądy itp . . .

De LoRD.

    Ten tego zwykły szarak.

  • Awatar użytkownika
  • Ten tego zwykły szarak.
  • Posty: 18
  • Dołączył: 16 lip 2016, o 13:32
  • Lokalizacja: Dębica - Podkarpacie
  • Postawione piwa: 0
  • Otrzymane piwa: 3

(#1) Napisano 18 lip 2016, o 01:25

Witam bardzo serdecznie ciekawskich, którzy odważyli się tutaj zajrzeć ;v Chciałbym Was tutaj uraczyć moim amatorskim (podkreślam słowo "amatorskim") opowiadaniem. Jeżeli ten temat będzie się cieszył zainteresowaniem i poparciem, wtedy częstował kolejnymi moimi wypocinami :v
"Brak tytułu", gdyż nie mogłem takowego wymyślić.. W każdym razie, zapraszam!

Dochodzi już północ, w mieszkaniu jest jeszcze parę osób, muzyka we tle, śmiechy i głośne rozmowy. Kilka znajomych twarzy razem z tymi nowo poznanymi tworzą przyjemną atmosferę, te różne charaktery o dziwo świetnie ze sobą współgrają. To przecież impreza urodzinowa mojej przyjaciółki, spróbowali by tylko wywołać jakąś kłótnię. Na stole parę butelek alkoholu i drobne przekąski, sama oczywiście święta nie jestem, ale nie wypiłam tak dużo, żeby stracić świadomość umysłu. Wstałam z swojego miejsca i powędrowałam w poszukiwaniu solenizantki. Była w kuchni, uśmiechnięta od ucha do ucha, ogółem jest na co dzień w dobrym humorze, ale dziś przechodzi samą siebie. Złapałam ją za rękę i porwałam od towarzystwa znajomych z klasy, a ta wariatka uznała, że zabieram ją do tańca. Zaczęła przede mną kołysać biodrami i obejmować mnie rękami. No cóż, nie mogłam jej odmówić i dałam się wciągnąć w taniec. Parę obrotów, kilkanaście pomylonych kroków i kupa śmiechu, aż do zakończenia piosenki. Po otrzymanych brawach odeszłam z moją taneczną partnerką na bok.
-Świetna impreza, ale muszę już iść.- oznajmiłam jej patrząc prosto w oczy, w których na tę wiadomość przygasł płomień radości.
-Jak to? Już? Zostań, no proszę Cię.. Zadzwonimy do Twojej mamy, powiemy, że zostajesz u mnie na noc.-próbowała mnie przekonać patrząc oczami biednego pieska, zwykle ulegam temu widokowi, ale nie dziś.
-Sama wiesz, że już z rana muszę być na praktykach, a i tak przesadziłam że tak długo tutaj siedziałam.
Po jej minie widziałam to niezadowolenie zmieszane z przymusem przyznania racji.
-Izka, baw się dalej, ja już serio muszę lecieć..
-Nooo dooobra, rozumiem, ale może powiedzieć któremuś z chłopaków, żeby Cię podrzucił do domu?
Co prawda, przez chwilę rozważałam tę opcję jako całkiem dobry pomysł, ale miałam niejasne przeczucie, że żaden się już nie nadawał na kierowcę.
-No wiesz, tutaj każdy już chyba trochę wypił i będzie wracał pieszo. Poza tym lubię nocne spacery.-Do domu mam jakieś 1,5 km, jednakże ta świadomość nie zgasiła mojej ochoty na spacer.
-Zimno jest.. Zmarzniesz.. Jeszcze masz do przejścia ten las.. Będę się o Ciebie martwić. I jak w takich warunkach mam się dobrze bawić?
-Obiecuję że nic mi się nie stanie! W razie czego szybko biegam, sama wiesz.
-Mało mnie to przekonuje..
-Będę miała ze sobą telefon, jak coś się będzie działo od razu zadzwonię, sama też możesz dzwonić co jakiś czas.-Mówiąc to wyjęłam z szafy swój czarny, długi płaszcz, bez którego nigdzie bym się nie wybrała na taka pogodę. Jest przecież zima i z tego co widziałam 15 minut temu, za oknem ładnie śnieży.
-Uważaj na siebie, dobrze?-Zapytała, częstując mnie spojrzeniem zatroskanej mamy.
-Nie bój się, poradzę sobie.-jeszcze mocno ją do siebie przytuliłam, parę buziaków po policzkach, po czym poprawiłam jej włosy i posłałam uroczy uśmiech, który jednak jej nie poprawił humoru.
-Będę co chwilę dzwonić!
-A ja dla zabawy nie będę odbierała.-kolejny uśmiech, tym razem figlarny, lecz i ten nie przyniósł efektów sądząc po jej poważnej minie.-No dobra, będę od razu odbierała i składała raport gdzie jestem.
-Od razu lepiej..
Otworzyłam już drzwi, przeszłam przez próg i pożegnałam ją serdecznym uśmiechem, gdy oczy Izki i tak mimo uśmiechu mówiły "uważaj". W drodze na dół klatki schodowej dopinałam swój płaszcz, założyłam szalik i dochodzę do wniosku, że nie dziwię się jej niepewności o moje bezpieczeństwo. Zanim doszłam do drzwi, cieszyłam się każdym kawałkiem ciepła który mnie jeszcze opatulał, aż w końcu, gdy tylko odchyliłam drzwi wyjściowe przeszył mnie lodowaty wiatr, od którego dostałam dreszczy. "To tylko kwestia przyzwyczajenia" powiedziałam sobie w duchu i uparcie parłam na obraną przeze mnie trasę. Izka mieszka na obrzeżach miasta, a ja jeszcze dalej na peryferiach. Już po chwili nie było przy mnie żadnego domu, zaczynał się las, który przecina jedna droga, a po niej czasem ktoś przejeżdża, ale o tej porze to raczej nie możliwe. Stawiałam zgrabne kroki żałując, że nie wzięłam sobie butów na przebranie tylko te cholerne szpilki..Na imprezę zawoziła mnie mama, jadąc przy okazji do pracy na nocną zmianę, zatem nie martwiłam się moim obuwiem. Po chwili jednak przestałam myśleć o tej niewygodzie i szłam dalej. Nawet to zimno przestało mi przeszkadzać i zajęłam się podziwianiem swobodnie opadających płatków śniegu. Ręce w kieszeniach aby chronić je przed zimnym wiatrem, który czasem wychodzi mi na przeciw, a po chwili zaczęłam tworzyć w głowie obraz mojego pokoju. Jego ciepła, mojego łóżka, tak wygodnego i miękkiego, jak w nim leżę pieszczona przez moją ukochaną kołdrę, gdy obok na stoliku leży kubek gorącej czekolady. Pragnąc zagłębić się w tę fantazję, zamknęłam oczy i delikatnie odchyliłam głowę do tyłu i lekko zaczęłam kołysać się na boki. Tak pięknie, już prawie czułam wyobrażone ciepło, aż jakiś dźwięk wyrwał mnie z mojego marzenia. Momentalnie powróciłam do normalnej pozycji, która wypada na już prawie dorosłą kobietę i moim oczom ukazała się czarna postać, stojąca pod słabo świecąca latarnią. Automatycznie zwolniłam kroku, a na drugi rzut oka dostrzegłam, że za latarnią stoi jakiś dom. Pstryk odpalanej zapalniczki był tym dźwiękiem, który wyrwał mnie z mojej błogiej fantazji. Nieznajomy zapalił papierosa, po czym wziął go od ust, zaciągnął się i wypuścił dym. Ja go zauważyłam dopiero jakieś 20 metrów przede mną, a on sprawia wrażenie jakby dalej mnie nie widział, albo udaje. W każdym razie nie ma co panikować, jeszcze nie zrobił nic złego, może tylko wyszedł z domu na świeże powietrze na papieroska? Jednakże, im jestem bliżej tym bardziej czuję jego chłód, chociaż nawet jeszcze na mnie nie spojrzał. Zaraz zaraz.. to nie jest jego dom. To jest stara drewniana rudera w dodatku okna ma zabite dechami.. Przeszłam w ciszy obok palacza jakieś 2 metry starając się uchwycić kątem oka jakieś szczegóły, ale teraz przekonałam się na dosłownym znaczeniu powiedzenia, "najciemniej jest pod latarnią". Poczułam dreszcze przechodząc tak blisko niego, ale nie dałam tego po sobie poznać, a przynajmniej tak mi się wydaje. Parę kroków dalej poczułam nieznane mi do tej pory zimno. Czułam, jakby w jednym momencie zmroziło mi krew w żyłach. Subtelnie się obejrzałam do tyłu, ten gość się na mnie gapi. Prosto, bezpardonowo na mnie. Zachciało mi się już krzyknąć z przerażenia, ale tak na prawdę jeszcze nie miałam ku temu powodu. Może się nie patrzył na mnie, tylko moja chora wyobraźnia to tak zinterpretowała? Jeszcze raz odwróciłam głowę, tak dla pewności i doskonale uchwyciłam moment, w którym dokończył papierosa, zrzucił go na ziemię i zaczął iść w moją stronę. Zimno.. chłód.. cholernie zimno.. Instynktownie zaczęłam iść nieco szybciej i wszystkie moje zmysły wyostrzyły się na ewentualne zagrożenia. Słyszałam jego kroki, czułam jak odległość między nami się zmniejsza mimo tego, że stopniowo idę coraz szybciej. Poczułam dławiący chłód w krtani i podskoczyło mi serce gdy poczułam w kieszeni wibracje telefonu. "Izka" od razu pomyślałam dziękując jej w myślach.
-Halo?-powiedziałam do telefonu starając się nie pokazać przy tym mojego przerażenia.
-No halo halo, jak Ci idzie?
-Powoli do przodu.-powiedziałam próbując zachować spokój, chociaż sama nie wierzyłam w skuteczność mojej gry aktorskiej. W czasie, gdy jej odpowiadałam przeszłam trochę na bok, aby przepuścić podejrzanego.
-Nic Ci nie jest? Daleko jeszcze masz do domu?
W tym momencie gdy Izka coś tam dalej mówiła ja skupiłam się na palacza, który właśnie przechodził, dokładnie mu się przyjrzałam szukając jakiś niepokojących ruchów czy czegoś innego. Dopiero gdy spuściłam z niego wzrok, on spojrzał na mnie. Znowu miałam zmrożoną krew, nawet nie widziałam jego oczu spod ciemności, wystarczył ten ruch głową.
-Halo?!-krzyknęła Izka do telefonu po chwili mojej ciszy.
-A no no tak. Już jestem tylko się zamyślałam.-nawet nie wiedziała, ile jest w tym racji..co miało znaczyć to spojrzenie..
-Daleko-masz-jeszcze-do-domu?-powiedziała do mnie powoli, żeby miała pewność że rozumiem, albo chciała mi w ten sposób dać coś do myślenia.
-Nie nie, już mało mi zostało. A jak tam impreza?-zapytałam, aby, zmienić temat, przy czym jeszcze popatrzyłam za nieznajomym, ale na szczęście zniknął z pola widzenia.
-Już się kończy, ostatnie osoby się zbierają.
-To która jest godzina?
-Dochodzi 1..
-Wow, myślałam, że trochę wcześniej.. już widzę jak rano wstaję na praktyki..-warto było to powiedzieć chociażby po to, żeby usłyszeć jej krótki śmiech.
-Dobry budzik wszystko załatwi, dobra, bo pewnie marzniesz tam. Zadzwoń jeszcze jak już będziesz w domu, jasne?
-Dobrze mamooooo, no to buziaki i postaraj się nie martwić za bardzo.-nawet nie poczekałam na jej odpowiedź, tylko od razu się rozłączyłam. Musiałam pomyśleć. "On poszedł dalej, to nawet dobrze bo mam chwilę spokoju, no i telefon od Izki trochę mnie uspokoił, ale co teraz? Jestem pewna, że tamto spojrzenie nie oznaczało niczego dobrego. Do domu mam już mało to fakt, ale przez las.. teraz to jest bardziej problematyczne, bo może się tam przyczaić na mnie i zaatakować z zaskoczenia. Do miasta też przecież nie wrócę bo Izka mi nie da żyć..." I w tym momencie coś kazało mi dalej iść do domu, no bo może warto podjąć ryzyko? Ale tym razem będę ostrożniejsza niż wtedy, gdzie zauważyłam go, jak już byłam blisko. Po 5minutach ostrożnego marszu zaczęła się gęstsza część lasu, to niby krótki odcinek, który mogłabym przebiec, ale w szpilkach to odpada, nawet jakbym je zdjęła, to nie za bardzo widzi mi się bieganie prawie boso po śniegu, tylko w ostateczności. Cholerny zimny wiatr w mało przyjemny sposób opatulał moje ciało, co więcej, poruszał wszystkie pobliskie drzewa i różne krzaki w taki sposób, że każde z tych obiektów budził we mnie niepokój. Obserwowałam wszystko, co się dzieje wokół mnie, co chwilę oglądałam się za siebie, bo nie wiedziałam, skąd jakieś zagrożenie mogłoby paść. W trakcie właśnie takiego oglądania się za siebie, z przodu usłyszałam dźwięk złamanej gałązki. Natychmiastowo stanąłem w miejscu i spojrzałam przed siebie. To on. Niezidentyfikowany palacz w czerni. Właśnie kończył dopalać papierosa patrząc prosto na mnie. Zagradzał mi drogę do domu w taki sposób, że nie dało się go ominąć. Zrobiłam dwa małe, niepewne kroki do tyłu przygotowana na szybki odwrót i ucieczkę. Serce skoczyło mi tak wysoko do gardła, że ciężko mi było oddychać. Żołądek swoimi fikołkami także nie poprawiał mi samopoczucia. "Zaraz, przecież mam na sobie szpilki.. Daleko w nich nie ucieknę.. Czyli muszę tracić kolejny czas, aby je zdjąć.. Facet jest ode mnie wyższy o głowę mimo mojego obuwia, więc ma też sporą przewagę w kilogramach. Bliska konfrontacja zatem nie wchodzi w grę." Nagle podniósł do góry swoją rękę i rozprostował palce. Gdy zauważyłam ten gest zdążył zagiąć jeden palec. "Co to ma znaczyć, co on mi chce przekazać.." Drugi palec został skierowany w dół. "On odlicza!" Gdy tylko to do mnie dotarło nerwowo zaczęłam zdejmować szpilki. Tak bardzo się bałam, że aż dopadła mnie kolejna fala strasznego zimna. Gdy już uporałam się z butami zaczęłam biec tam, skąd przybyłam. Nawet się nie obejrzałam, widziałam tylko drogę przede mną. Nie miałam czasu, żeby się oglądać. Wpadłam w panikę, przebiegłam może kilkanaście metrów i już dopadła mnie zadyszka, dzięki mojemu nieregularnemu oddechowy. Nawet nie słyszałam, żeby biegł, ale i tak nie chciałam się oglądać, za bardzo się bałam tego widoku. Czułam, jak siarczysty mróz dostaje się do mojej krtani niemiłosiernie je drażniąc. Cały czas pędząc przed siebie szalenie dyszałam, postanowiłam nasunąć szalik na usta, aby zimno przestało mnie ranić w gardło. To wszystko trwało może moment, aż w końcu poczułam mocne pchnięcie, po którym bezwładnie padłam na ziemię. Biała warstwa na ziemi ani trochę nie zdołała zamortyzować mój upadek. Otworzyłam oczy i widziałam tylko śnieg, a następnie nastąpiło mocne szarpnięcie za włosy do tyłu. Czułam się jak lalka, która ktoś się bawi. Znowu walnęłam o warstwę śniegu. Ten drań zaciągnął mój szalik na usta i zacisnął tak mocno, że nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wykorzystał moment, gdy dla niewiadomego powodu rozwarłam usta, być może, żeby zaczerpnąć powietrza i wtedy zacisnął jeszcze mocniej. Szalik wbił się po same kąciki moich ust. Złapał mnie za nadgarstki, przyciągnął moje ręce nad głowę i zaczął ciągnąć za sobą na ubocze. Wierzgałam nogami, aby chociaż trochę utrudnić jego cel, ale to na nic. Gdy już zaciągnął mnie na bok, znowu agresywnie mną szarpnął i po raz kolejny zobaczyłam ziemię z stanowczo za bliskiej odległości. Gdy tylko się podniosłam i skierowałam w jego stronę, wymierzył cios w głowę, po którym zapadła ciemność. Było słychać tylko skrzypiący pod czyimś ciężarem śnieg, dźwięk i tak był przytłumiony, czyli mocno oberwałam. Nim się zorientowałam, leżałam już na plecach, a on był zdecydowanie za blisko. Odzyskałam pełna świadomość i znowu zaczęłam się szarpać. Każdy facet, nie zależnie od wieku, czy masy ma słaby punkt. Na ten jeden moment przerzuciłam wszystkie swoje siły do nóg, złączyłam stopy i wymierzyłam uderzenie prosto między jego nogi. Najwidoczniej to było dobre posunięcie, gdyż oprawca wydał z siebie jęk i powoli upadł na kolana po czym zwijał się z bólu. Wykorzystując moment wygramoliłam się z tej niefortunnej pozycji, ale jeszcze zdołał mnie złapać za kostkę. Trzymał mocno i moje próby wydostania się nie przynosiły żadnych oczekiwanych rezultatów, więc nie myśląc za wiele, kopnęłam go wolną nogę prosto w twarz skrywaną pod kapturem, dopiero wtedy mnie puścił, a ja najszybciej jak tylko wtedy mogłam wstałam i zaczęłam biec. Znowu szaleńczo przy tym dysząc. Już po chwili nie mogłam złapać oddechu, zaczął sypać śnieg tak gęsto, że widziałam tylko na jakieś 10 metrów wokół mnie. Miało to swoje dobre strony, bo przynajmniej on miałby problemy z odszukaniem mnie. Dobrze znam te tereny i pomimo utrudnionej orientacji, szybko wróciłam na drogę i zaczęłam instynktownie iść w stronę miasta, czyli w przeciwną, od miejsca mojej przerażającej walki. Byłam wyczerpana, gdy chciałam zacząć biec moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Dopiero teraz zauważyłam, że dalej mam zaciśnięty na ustach szalik. Chwilę się męczyłam, aby go zdjąć, gdy już miałam dość wściekłe go szarpałam, aż w końcu ustąpił. To był kolejny duży wysiłek dla mnie, ale musiałam iść, gdyby tamten mnie odnalazł, teraz nie miałabym żadnych szans. Wtedy był zbyt pewny siebie i nie zachowywał żadnych środków ostrożności i to go zgubiło. Ostrożnie opatuliłam się szlakiem, który jeszcze przed chwilą był tak kłopotliwy i co najmniej niekomfortowy, lecz teraz dawał swego rodzaju ulgę. Ręce schowałam w kieszenie i parłam na przód, wśród już spokojnie opadających płatków śniegu. "Gdzieś tam zgubiłam telefon.. Może Izka dzwoni i się martwi, że nie odbieram i kogoś wyśle, aby mnie poszukał? A może sama wyjdzie mi na pomoc?" Pocieszałam się tymi myślami w duchu, ale im dłużej trwała moja wędrówka, tym mniej w to wierzyłam, tak samo w moją decyzję jeżeli chodzi o wybór drogi. Im dłużej myślałam, tym bardziej byłam rozkojarzona i bardziej wątpiłam w to, co robię. Zimno.. cholernie zimno..przez ten wiatr czułam jak łzy spływają mi po policzku, jak małe kryształki lodu, ale muszę iść dalej.. do Izki.. dopiero u niej będę bezpieczna. Teraz w mojej głowie zapadła cisza, żadnej myśli, jak robot, zaprogramowany wyłącznie do chodzenia do przodu. Zwracałam tylko uwagę na śnieg spadający z nieba, żaden płatek nie umknął mojej uwagi, widziałam każdy ruch. Jeszcze chwila tej boskiej ciszy, aż w końcu usłyszałam coś za sobą. Momentalnie się odwróciłam, ale nic nie widziałam. "Cokolwiek, czy ktokolwiek to był, gdzieś się tam czai, albo ten dźwięk istniał tylko w mojej głowie.." Jeszcze przez chwilę patrzyłam w tamtą stronę przestraszona, czy zaraz tam czegoś nie zobaczę, ale w końcu się odwróciłam. Trzy kroki na przód i znowu ten szelest, tym razem po mojej lewej stronie, gdzieś za drzewami. Przystanęłam na chwilę i obserwowałam ten sektor. Nie widziałam niczego w polu widzenia, ale ból serca podpowiadał mi, że coś się tam chowa i czeka, bo wie, że najlepiej smakuje, gdy jestem przyprawiona odrobiną strachu. Nogi miałam wryte w ziemię, nie miały zamiaru się nigdzie ruszać, gdy ja myślami byłam już daleko stąd, w moim pokoju, opatulona moją kołdrą, gdy piję gorącą czekoladę z mojego ulubionego kubeczka. Wróciłam jednak do rzeczywistości, gdy gałąź drzewa odgięła się w nie naturalny dla siebie sposób. Wytężyłam wzrok i ukazał mi się obraz wyłaniającej się z ciemności postaci, wysokiej postaci. Z niedowierzania poczułam, jak rozszerzają mi się źrenice. Przecież to nie mógł być on, za długo szłam, jeszcze przez taką śnieżyce nie mógł mnie wytropić. Chyba, że to wszystko to tylko obrazy wytworzone w mojej głowie, a tak na prawdę to uciekałam tylko chwilę? Serce zabolało tak mocno, że automatycznie zgięłam się w pół. Popatrzyłam na niego, a on tak jak wtedy wyciągnął rękę i rozprostował wszystkie palce. Już zbyt dobrze znałam ten gest, rozkazałam moim nogom się ruszyć, ale nic z tego. Spanikowałam, to był jak zły sen, w którym stoi się przed obliczem zagrożenia i nie można nic zrobić. Tutaj nie mogłam sobie pozwolić na takie scenariusze, bo mogłabym się już z tego snu nie obudzić. Nie patrzyłam na mojego zapewne przyszłego oprawcę, skupiłam się na nogach, które dalej odmawiają posłuszeństwa i ciągle się sprzeciwiają. Mimo okropnego zimna, wszystko ze złości we mnie zawrzało. "Rusz się k**wa!"- krzyknęłam, a to podziałało jak magiczne zaklęcie. W końcu odzyskałam władzę w nogach i zaczęłam biec tyle ile miałam w nich sił. Znowu było mi zimno i znowu złapałam zadyszkę. Gdy już wydawało mi się, że zdołałam uciec upadłam na ziemię. Jednak tym razem szybko zebrałam wszystkie swoje myśli do kupy i równie szybko zareagowałam. Przekręciłam się na plecy i przerażona kolejny raz tej nocy spojrzałam w górę, ale nic nie widziałam. Cały czas oddychałam za szybko i rozglądałam się na boki. Nikogo nie było. Byłam tutaj sama. Ani żywej duszy. Pociągnęłam do siebie kolana, po czym objęłam je rękami i zaczęłam płakać. Upadłam tak nisko, że prawdopodobnie nie odróżniam rzeczywistości od urojonego widzi mi się. Szlochałam tak jeszcze przez chwilę i popatrzyłam dookoła, czy faktycznie jestem sama. Wokół drogi, na której siedzę są tylko drzewa, blask księżyca i ślady moich własnych stóp. "Właśnie.. nie mam szpilek i cały czas jestem w samych czarnych rajtuzach." Nawet wtedy widziałam przez materiał, jakie moje stopy muszą być blade. Już nawet nie byłam pewna, czy je jeszcze czuję. Już nawet nie myślałam o konsekwencjach zdrowotnych, mogących później wystąpić. Nic mnie nie obchodziło, zimno, przestraszona, zmęczona.. Najchętniej bym tam zasnęła. Oparłam głowę o kolana i zamknęłam oczy. Rozmyślałam o tym, jak jutro wyglądał by dzień, gdybym jednak została u Izki, co bym robiła, a na koniec na myśl nasunęła mi się sama Izka. Że już jej nie zobaczę, nie posłucham jej koszmarnej piosenek u niej w pokoju.. wtedy poczułam chęć walki o to wszystko, że nie mogę się tak poddać, dam radę, dojdę do miasta i do jej mieszkania. To jest mój cel i go zrealizuję! Dokładnie w momencie kiedy podniosłam głowę i zobaczyłam czyjąś rękę, zmierzającą na moje ramię, jednak szybko się cofnęła, gdy facet zobaczył jak się podnoszę.
-Emm przepraszam, co tutaj robisz? Potrzebujesz pomocy?
Spojrzałam na niego, był potencjalnie niegroźny. Siwiejący dziadek, który najwidoczniej wybrał się na spacer. Jednakże nie mogłam mu zaufać.
-Nie nie, wszystko dobrze, tak sobie tylko tutaj.. -nawet nie skończyłam, bo nie mogłam wymyślić żadnej rozsądnej wymówki. Starzec już po samym moim głosie na pewno się domyślił, że jednak nie wszystko jest dobrze, jeszcze dodać do tego mój opłakany wygląd..
-Posłuchaj, mieszkam niedaleko, zrobię Ci coś ciepłego do picia, bo pewnie jesteś zmarznięta.
-Nie nie, dziękuję bardzo, ale poradzę sobie, już mam niedaleko.
-Na pewno? Nie codziennie widzi się dziewczyny siedzące w środku nocy, na środku drogi, w środku zimy.
-Tak, na pewno.-odparłam chłodno. Rozumiem, że odezwała się w nim chęć pomocy, ale i tak mu nie ufałam i w dodatku zaczął mnie drażnić swoją troskliwością.-Pójdę już sobie, miłej nocy.-odpowiedziałam mu oschle, po czym odwróciłam się i poszłam. Co jak co, ale staremu dziadkowi mogłabym uciec, gdyby zaczął mnie gonić. Mimo to, ostrożności nigdy za wiele, uważnie słuchałam tego, co się dzieje za moimi plecami, ale nic się nie działo. W głębi serca miałam już nadzieję, że to była ostania atrakcja na tą noc. Cholerny dziadek musiał powiedzieć o czymś ciepłym do picia.. Przez chwilę nawet rozważałam na poważnie jego propozycję, ale nie, bezpieczna będę dopiero u Izki, nikomu innemu teraz nie ufam, a zwłaszcza mojej urojonej rzeczywistości. Może nawet ten staruszek nie istnieje? No bo gdzie mógł mieszkać w pobliżu, jak tu wszędzie jest las i pola? I wtedy właśnie, dotarło do mnie, że droga jest dziwnie oświetlona. To latarnie oświecały trasę, czyli zaczyna się cywilizacja. W jednej chwili stałam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, lecz ta radość nie trwała długo, bo jeżeli cywilizacja, to ludzie, a takowym nie zaufam chyba na długo, zwłaszcza mężczyznom, a o tej porze to raczej żaden normalny, w nic nie ubrudzony facet nie wychodzi. Muszę unikać każdego, kogo spotkam i niepostrzeżenie dojść do klatki Izki. Zaczęły się już pierwsze domy, zamieszkane, nie tak jak tamta drewniana rudera, która wprowadziła mnie na początku w błąd. Na horyzoncie ani jednego człowieka, czyli jak na razie idzie mi nieźle. Idąc dalej starałam się zachować jak najciszej, jestem przecież "łatwą ofiarą" i już bez większych problemów można by mnie obezwładnić, jestem przecież wyczerpana, obolała, zmarznięta i już nawet głodna. Nie czuję stóp,teraz jestem tego pewna, czyli muszę szybko dotrzeć. Przede mną zostało jakieś 200 metrów prostej drogi. W jednej chwili postanowiłam biec, uważając po drodze na śliskie podłoże, bo upadku mi teraz najmniej potrzeba. Udało mi się przeskoczyć parę dziur w jezdniach, już tak nie daleko, już jestem tak blisko tego, czego pragnę od kilku godzin. Nie udało mi się przebiec niezauważona, gdyż psy zaczęły na mnie szczekać, ale to już najmniej ważne. Widziałam tylko ten blok stojący na uboczu miasta. W końcu dotarłam do klatki. Odmierzyłam trzeci przycisk od góry na domofonie i wcisnęłam go dwukrotnie. Przez chwilę cisza. Jeszcze rozejrzałam się dookoła czy nikogo nie ma, po czym jeszcze raz nerwowo nadałam dwa sygnały, po których odezwał się głos Izki.
-Halo? Kto tam?-powiedziała przytomnym głosem, czyli nie spała.
-Hej, możesz mi otworzyć? Trochę tu zimno wiesz?-byłam już w raju, gdy tylko ją słyszałam, od razu wiedziałam, że już wszystko będzie dobrze.
Nie czekałam długo, niemalże natychmiast po tym, jak się odezwałam otworzyła mi drzwi do klatki, z których od razu skorzystałam. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Wreszcie poczułam ciepło, które opatuliło mnie z każdej strony. Miałam ochotę zamruczeć, odwzajemnić ciepłu to przytulnie, którym mnie częstuje od samego progu. Tak samo od razu, od wejścia do klatki usłyszałam gdzieś na górze trzask zamykanych drzwi, po którym zapaliło się światło. Następnym dźwiękiem było obijanie się grubych podeszew o schody. Taki okropny odgłos mogły wydawać tylko ohydne buty Izki. Leciała z prawie samej góry jak wariatka, w ogóle nie uważała na to, gdzie stawia kroki. Gdy w końcu stanęła na przeciwko mnie, jeszcze parę schodków wyżej, ogarnęła mnie nie do zmierzenia wszelką skalą radość. Na mój widok łzy jej napłynęły do oczu. Po tym poznaje się prawdziwą przyjaciółkę. Złączyła swoje ręce i przybliżyła je do swoich ust przeżywając jakby największą tragedię w życiu. Mój wygląd na pewno się do tego przyczynił. Poszarpana, sponiewierana, rozczochrana, ubrudzona na przemian śniegiem i błotem, zaczerwieniona w okolicach ust od szaleńczo mocno zaciągniętego szalika i jeszcze bez butów. Zeskoczyła do mnie z tych ostatnich schodków i mocno do siebie przytuliła. Płakała i nawet nie próbowała tego ukrywać.
-Ty idiotko! Wiedziałam że nie powinnam dawać Ci samej iść! Przez Ciebie teraz i ja wyszłam na idiotkę!-krzyczała na przemian jeszcze przy tym szlochając, a ja zaczęłam razem z nią. Tak bosko przytulała.. W końcu poczułam się tak dobrze, po prostu zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą. To ciepło, które teraz mi dawała, nie mogło się równać z żadnym innym.

Opinie, przemyślenia, oceny i bardziej konstruktywne komentarze mile widziane.
Pozdrawiam, Lordzik :v

maluCZKa

    Zawsze pomocny

  • Awatar użytkownika
  • Zawsze pomocny
  • Posty: 1200
  • Dołączył: 2 lut 2013, o 18:52
  • Postawione piwa: 193
  • Otrzymane piwa: 247

(#2) Napisano 18 lip 2016, o 09:07

Brawo brawo brawo :) wlasnie skoncxylam czytac i z checia przeczytam kolejne Twoje opowiadanie!! Czytalo sie bardzo fajnie, do tego duzo opisow, ktore pozwalaja wyobrazić sobie cala historie i wczuc sie w glowna postac :)

CZK

    Cham i prostak!

  • Awatar użytkownika
  • Cham i prostak!
  • Posty: 763
  • Dołączył: 27 kwie 2011, o 01:40
  • Postawione piwa: 15
  • Otrzymane piwa: 393

(#3) Napisano 18 lip 2016, o 10:12

Problem jaki ja widzę, to metoda którą wykorzystałeś, a mianowicie główny bohater = narrator. Logicznie rzecz biorąc z góry można założyć, że głównemu bohaterowi nic się nie stanie, no bo jaki narrator opowiada z zaświatów? Wykorzystując tą metodę ograniczasz czytelnikowi ilość możliwości i zdradzasz zakończenie (główny bohater przeżyje) przez co należy budować napięcie w innych momentach opowiadania.

Jak dla mnie bomba tak poza tym, lubię czytać, więc i to wsiąknąłem.

Pozdrawiam - Krytyk.
Wasze piwa dosłownie idą na szczytny cel.:devil: Obrazek

De LoRD.

    Ten tego zwykły szarak.

  • Awatar użytkownika
  • Ten tego zwykły szarak.
  • Posty: 18
  • Dołączył: 16 lip 2016, o 13:32
  • Lokalizacja: Dębica - Podkarpacie
  • Postawione piwa: 0
  • Otrzymane piwa: 3

(#4) Napisano 18 lip 2016, o 14:29

Co fakt, to fakt, nie pomyślałem nad tą narracją.. Ale na przyszłość spróbuję nad tym popracować. Cieszę się, że suma summarum komentarze są pozytywne, liczę na więcej takich. W takim razie, wieczorem postaram się wrzuć kolejne. Ostrzegam, że jest dużo dłuższe ;v

Wróć do Felietony Lamersów.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości

Wymiana linkami: cs-hax.comLamernialamernia/a> •